Recenzja filmu

Pan Peabody i Sherman (2014)
Rob Minkoff
Jarosław Boberek
Ty Burrell
Max Charles

Każdy pies powinien mieć chłopca

Oceniając przez pryzmat polskiego "debiutu" serii, otrzymaliśmy bardzo solidne, okraszone niezłymi żartami (ale i też niezłymi sucharami) widowisko dla dzieciaków. Ci w wieku szkolnym mogą się
Biznesmen, wynalazca, naukowiec, laureat Nobla, dwukrotny mistrz olimpijski i smakosz. Całkiem nieźle jak na jedną osobę, a co dopiero jak na psa. Pan Peabody, obdarzony niesamowitą inteligencją, gadający czworonóg, swój debiut w amerykańskiej telewizji miał jeszcze w latach 50. dwudziestego wieku. Polskie dzieci poznają go jednak dopiero teraz za sprawą nowego filmu Dreamworks.



Pan Peabody już za szczeniaka był inny. Zamiast obwąchiwać tyłki innych psów, wolał czytać książki. Nikt nie chciał zabrać go ze schroniska i może właśnie dlatego stał się wybitnym przedstawicielem swojej rasy. Pewnego dnia, kiedy był niesamowicie smutny, postanowił zaadoptować sobie… chłopca, porzuconego Shermana. W filmie znajduje się nawet scena, w której sąd przyznaje Peabody’emu prawa do opieki nad chłopcem. Bajki rządzą się przecież własnymi prawami, prawda?

Historia opowiedziana w filmie kręci się wokół konfliktu między Shermanem a jego nową koleżanką, Penny. Dochodzi między nimi do bójki, zaś Pan Peabody, aby załagodzić sytuację, zaprasza na uroczystą kolację dziewczynkę i jej rodziców. Sherman, aby zaimponować koleżance, pokazuje jej największy sekret Pana Peabody’ego – wehikuł czasu. Wycieczki do starożytnego Egiptu czy Troi to dopiero początek – jak nietrudno się domyślić, coś musi pójść podczas tych podróży nie tak.

Wehikuł czasu Pana Peabody’ego jest kluczowym elementem fabuły, nie tylko w kontekście ekranowej akcji, ale również przekazu. Co chwila bowiem jesteśmy atakowani przeróżnymi informacjami historycznymi, podanymi w bardzo przystępny i łatwy do zapamiętania sposób. Twórcy starali się nasycić zabawną akcję walorami edukacyjnymi i wyszło im to zadziwiająco dobrze. Żarty bawią nie tylko młodszych (choć dało się zauważyć, że różne pokolenia śmiały się w innych momentach), zaś wstawki informacyjne zaskoczą niejednego rodzica.



Duża w tym wszystkim zasługa polskiego tłumaczenia i świetnie dobranych aktorów, zwłaszcza Artura Żmijewskiego w roli Peabody’ego. Wielkich kontrowersji tu nie uświadczymy, choć zdarzają się ostrzejsze perełki ("Sherman, zabieram cię, zanim zaczniesz się dotykać"). Co już jest standardem przy bajkach dla najmłodszych, przed filmem wręczone nam zostają okulary. Choć animacja 3D nie ma startu do "Avatara", to trójwymiarowe przygody bohaterów ogląda się bez bólu oczu i krzyża.

To, co jest największą mocą "Pan Peabody'ego i Shermana" za oceanem, u nas jest jego największym przekleństwem. Bohaterom zdarza się odwoływać do przygód, jakie przeżyli wcześniej, do miejsc, jakie już odwiedzili, a niektóre postaci historyczne nawet ich rozpoznają. Oceniając jednak przez pryzmat polskiego "debiutu" serii, otrzymaliśmy bardzo solidne, okraszone niezłymi żartami (ale i też niezłymi sucharami) widowisko dla dzieciaków. Ci w wieku szkolnym mogą się czegoś nauczyć, ci młodsi – jak moja trzyletnia córka – będą się po prostu śmiać z psa w okularach i slapstickowych sytuacji. I jedni, i drudzy, nie wyjdą z kina rozczarowani.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones